Uważność

„Życie polega na rozwoju i umieraniu. Niektóre rzeczy po prostu się rozpadają. Nie da się ich wskrzesić. Jednak każdy z nas zniszczył kiedyś coś cennego i żywego, niechcący lub w gniewie. Ze strachu, słabości albo przez zaniedbanie każdy z nas utracił jakąś rzecz, która jest niemożliwa do zastąpienia. Szkody różnego rodzaju. Czasem coś wyszczerbia się tylko albo pęka na dwoje. Czasem jednak rozsypuje się na drobne kawałki. Można taką rzecz wyrzucić albo schować głęboko. Czasem myślimy, że to co schowane, naprawi się samo. Ale to niemożliwe. […] Dzięki kintsugi to co pęknięte jest znów całe. Jednak miejsce pęknięcia pozostaje widoczne. Tam, gdzie była rana, jawi się teraz złota blizna. Na zawsze widoczna. Trzeba ją przyjąć. Skaza to część piękna i historii rzeczy. Należy do niej. Zasługuje na szacunek. Całość naprawiona złotem staje się piękniejsza niż przedtem. Jest i nie jest już tym samym.”

Mistrz Myō, „Purezento”, Joanna Bator

Kiedy opublikowałem ten cytat z pięknej książki Joanny Bator w dwudziestym trzecim odcinku Filozofii przy sobocie, dyskusja wokół niego dotyczyła głównie problemu przemijania („wszystkie rzeczy rozpadają się”), tego, że poprzez język możemy transformować jedne rzeczy w drugie zachowując ich ciągłość, czy też problemu wiecznego poszukiwania zrozumienia życia i przemijania, zamiast po prostu – szczęśliwego życia. Dowiedziałem się też przy tej okazji, że w Seattle zaczęto organizować spotkania, na których specjaliści od naprawy sprzętów AGD przyglądają się przyniesionym, zepsutym urządzeniom, opowiadają o nich i o tym co się stało, pomagają ocenić czy warto je naprawiać, całość prowadzą wolontariusze powyżej 60 roku życia, a do tego – dzieje się to w bibliotekach, w których można jednocześnie wypożyczyć książkę. Czyż nie piękny obraz w czasach, kiedy jedyne co potrafimy, to kompulsywnie wymieniać wszystko na „nowszy model”?

Dla mnie całe „Purezento” jest najbardziej piękną opowieścią o uważności, praktykowanej przez bohaterkę w mozolnym zdobywaniu umiejętności kintsugi, ale też doświadczającej jej w czasie pobytu w zupełnie obcej dla niej Japonii.

Traktowałem kiedyś mindfulness jak szarlatanerię, modną, uniwersalną receptę na wszelką pomyślność, czyli coś, co natychmiast uruchamia we mnie głębokie pokłady nieufności i sceptycyzmu. Ale odkąd zacząłem na sobie odkrywać jej różne oblicza i działanie, natychmiast pojawiła się we mnie ciekawość i jednocześnie świadomość, jak bardzo może nam pomóc w twardym skądinąd świecie biznesu, osobistej efektywności i, nade wszystko, zyskiwaniu czegoś, co nazywane jest kontaktem z samym sobą. Czyli świadomości tego, jak i dlaczego zachowujemy się, myślimy, działamy w taki a nie inny sposób, w oparciu o umiejętności dostrzeżenia tego, jak wpływają na nas emocje, czym się objawiają w naszym ciele, jak pozwolić im przyjść i odejść i jak może wpływać to na nasz proces poznawczy i decyzyjny. Do tego daleko wykraczając poza kontekst „pomocy w biznesie”, a przekładając się na dobre życie, po prostu. Fascynujące, kiedy doświadczy się tego na sobie, a nie tylko w książce. Ale w książce można przynajmniej opowiedzieć o tym, czym dokładnie jest i gdzie jej szukać. Bo, ku mojemu zaskoczeniu, wiele jest takich momentów, w których doświadczamy uważności (albo przynajmniej mamy taką możliwość, żeby jej doświadczyć), nawet nie zdając sobie z tego sprawy.

W jaki sposób najlepiej można doświadczyć uważności? Pierwsze co przychodzi nam do głowy, jak o tym myślimy, to medytacja. Z moich doświadczeń wynika, że z jej stosowaniem są dwa problemy. Po pierwsze jest trudna, bo wymaga dość dużej dyscypliny i regularnej praktyki. A po drugie, co się z tym wiąże, jako narzędzie jest dość powolna, co w świecie w którym w każdej dziedzinie oczekujemy szybkich efektów, wydaje się mocno utrudniać jej upowszechnienie. Ale nie tylko medytację tak traktujemy w końcu. Z tego samego powodu – uniwersalne recepty, sprzedawane pod modnymi hasłami (niezależnie od tego, czy to turkus, kaizen, agile, czy nawyki skutecznego działania), lepiej się „sprzedają”, niż wiedza o tym, że nie ma dróg na skróty, a rozwój osobisty składa się ze zdobywania wiedzy, budowania doświadczeń oraz pracy nad tym, żeby nauczyć się krytycznie, analitycznie myśleć, zachować otwarty umysł z jednoczesnym dystansem do przyswajanych informacji i unikaniem błędów poznawczych.

Nieco większa popularność jogi jako praktyki uważności, wynika w mojej ocenie z tego, że umiarkowany wysiłek fizyczny i rozciąganie, połączone z ćwiczeniami oddechowymi, szybciej niż medytacja sprawiają wrażenie, że coś się w nas pozytywnego zmienia. I to wrażenie powoduje, że chętniej podtrzymujemy praktykę, widząc efekty.

Ale największym zaskoczeniem dla mnie, kiedy zacząłem interesować się tematem, był odkrycie, że okazji do praktykowania uważności mamy wokół siebie mnóstwo. Nieoczywistym przykładem może być choćby spożywanie posiłków. Uważne jedzenie składa się przede wszystkim z dania sobie czasu na samo… spokojne zjedzenie posiłku. Warunkiem jest odcięcie się od wszystkiego, co rozprasza: rozmów, lektury, telefonu, laptopa, itp. i skupienie się na wielozmysłowych wrażeniach związanych z tym, co spożywamy. Zwracamy wtedy uwagę na kolory, kształt, fakturę posiłku, w dalszej kolejności – zapach, temperaturę. Wykorzystujemy różne obszary języka do rozpoznania poszczególnych komponentów smaku. Tak jedzony posiłek, chociaż raz dziennie, może być świetną praktyką uważności i wyczulić nas na to, jak odbieramy bodźce dochodzące z otoczenia. Skutkiem ubocznym może być odkrycie wielkiej różnicy w tak smakowanym jedzeniu między żywnością naturalną a wysokoprzetworzoną.

Inny przykład praktyki uważności, którego doświadczyłem na sobie, to trening biegowy. Ale bieganie bieganiu nierówne. Uważność w treningu można odkryć, kiedy zostawisz w domu słuchawki i muzykę, zostawisz zegarek z pulsometrem, wyjdziesz biegać w czasie, albo w miejscu, kiedy jest kompletnie pusto i pobiegniesz wsłuchując się w swój własny organizm. Takie bieganie jest zupełnie inne, niż kiedy słuchasz muzyki, kontrolujesz puls na zegarku i jednocześnie obserwujesz otoczenie, żeby nie wpaść na jadącego rowerzystę, czy zachować ostrożność przed psami. Ale takie bieganie, podobnie jak joga czy medytacja, da Ci doświadczenie kontaktu z samym sobą i z reakcjami swojego organizmu. Rytmiczne kroki, odczuwane całym ciałem, ale i słyszane dzięki temu, że biegasz bez słuchawek z muzyką, wyczuwanie własnego tętna, skupienie się na oddechu, to wszystko podobnie jak powtarzane mantry pozwolą uspokoić i oczyścić umysł, pozwolą myślom przychodzić i odchodzić w swoim własnym rytmie. 

W praktyce, uważności możemy szukać, i często szukamy, w zwykłych, codziennych czynnościach. Rzadko, ale jednak czasem ktoś powie „lubię prasować”. Interpretuję to zawsze jako mniej lub bardziej uświadomioną deklarację o praktykowaniu uważności przy tej okazji. No, chyba, że w tym czasie włączony jest telewizor…

Fascynuje mnie również międzykulturowy charakter uważności. Dla wszystkich jest w miarę oczywiste, że joga czy medytacja to praktyka uważności. Człowieka zachodu, z całą pewnością zasłużenie, fascynują legendarną Mądrością Wschodu i swoistą tajemniczością, transcendencją. Ale interesujące byłoby zbadać, na ile nasze, katolickie odmawianie różańca wywołuje podobny efekt? W czasach tomografii komputerowej zweryfikowanie tej tezy o zbieżności tych praktyk na poziomie neurologicznym powinno być stosunkowo proste, choć pewnie nie zrównoważyłoby atrakcyjności praktyk wschodnich. Uważam zresztą, że nie ma nic złego w doświadczaniu takich praktyk z innych kultur. Podobnie jak metafory, tak i takie praktyki poprzez swoją odmienność, towarzyszącą im legendę, ale też tajemniczość i niepełne ich rozumienie, znakomicie wspierają nasz umysł w podświadomym otwieraniu go na nowe doświadczenia, bodźce i informacje.

To co opisałem, to moja własna, nienaukowa zupełnie perspektywa. A co Ty na to wszystko? Podzielisz się swoim doświadczeniem? Jak to na nas działa?

 

Publikuję dzisiaj piąty list, otwierający kolejny rozdział, zatytułowany „Uważność”. 

W tym rozdziale chciałbym zmierzyć się z tym dlaczego tak modna, niedoceniana i zaniedbywana zarazem stała się uważność. 

W tym celu chętnie podyskutuję z osobami, które mają doświadczenie zawodowe albo osobiste w tym zakresie.

Dotychczasowe listy, rozpoczynające kolejne rozdziały można znaleźć tutaj:

  1. Wstęp, w którym trochę więcej opisuję o czym i jaka ma być to książka – https://www.linkedin.com/pulse/wst%C4%99p-marcin-balicki/
  2. Rozdział 1, wyjaśniający dlaczego w konktekście książki pojawiła się Filozofia – https://www.linkedin.com/pulse/dlaczego-filozofia-marcin-balicki
  3. Rozdział 2, zderzający perspektywę rozmaitych źródeł wiedzy z modnymi receptami z zakresu zarządzania, takimi jak lean management, turkus czy agile https://www.linkedin.com/pulse/o-d%C4%85%C5%BCeniu-do-zrozumienia-natury-problemu-marcin-balicki
  4. Rozdział 3, mierzący się z wyzwaniem jak w szybko zmieniającym się świecie, digitalizacji i oligopolizacji technologii, mierzyć się z budowaniem i cyklem weryfikacji strategii – https://www.linkedin.com/pulse/strategia-i-zmiana-marcin-balicki
  5. Rozdział 4, dotykający znaczenia, użyteczności i zagrożeń związanych z metaforą – https://www.linkedin.com/pulse/metafora-codzienne-narz%C4%99dzie-zagro%C5%BCenie-mo%C5%BCe-co%C5%9B-wi%C4%99cej-balicki

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s